niedziela, 7 kwietnia 2013

5. "Kto cię tam wie, kim ty jesteś."

- Co robisz w sobotę? - zapytała mnie Wandzia, gdy przebierałyśmy buty po lekcjach.

- Nic szczególnego - odpowiedziałam wymijająco. Teraz mój każdy dzień wyglądał tak samo - szłam do szkoły, naklejałam sztuczny uśmiech, udawałam, że wszystko jest okej, że docinki Krystiana wcale mnie nie ruszają. Wracałam do domu, zakładałam stary dres, siadałam na parapecie i cały wieczór przepłakiwałam.

- To idziesz z nami na mecz - powiedziała entuzjastycznie. Co cudownego jest w gapieniu się na parunastu spoconych kolesi, ganiających za piłką i co chwilę zaliczających gleby? Mnie jakoś to nie kręci.

- Muszę? - spytałam niechętnie.


- Tak. Nie będziesz siedzieć w domu i zamulać!

- Wcale nie zamulam.

- Jaasne. A ja jestem ksiądz.

- Kto cię tam wie, kim ty jesteś - zaśmiałam się.

- Debilka - pokazała mi język, i roześmiała się. - Ale tak czy siak, w sobotę idziesz z nami na mecz.

- A kto gra?

- Szczerze, to nawet nie wiem. Ale słyszałam, że są ładni.

- No tak, cała ty.

Wyszłam ze szkoły, autobus akurat podjeżdżał. Dzisiaj nie było Krystiana, więc miałam spokój. Nikt mi nie docinał, nie musiałam się bać. Bez niego jego koledzy całkowicie mnie olewali. I bardzo dobrze.

W autobusie, jak zwykle, założyłam słuchawki i puściłam piosenkę ` Po nocy przyjdzie dzień ` Honey. Nie przepadam za nią, ale ta piosenka jakoś wpadła mi w ucho.

Jagoda całkiem się ode mnie odsunęła. Praktycznie nie gadamy ze sobą. Znalazła sobie nowe koleżanki, i mam wrażenie, że nabijają się ze mnie. Akurat na nich mam całkowicie wywalone. Nie miałabym tyle siły, żeby przejmować się nimi i Krystianem. One nic mi nie zrobią, a Krystian.. Krystian to zupełnie inna bajka.

To, że odsunęła się ode mnie, gdy zaczęłam mieć problemy, wcale mnie nie zdziwiło. Z reguły ludzie odsuwają się ode mnie, gdy coś mi się wali. Póki co,  tylko Ewelina się przy mnie trzyma, ale pewnie niedługo i jej coś odwali, i się ode mnie odsunie.

Cała droga powrotna do domu minęła mi na takich właśnie rozmyślaniach.  Miałam przeróżne myśli, wydawało mi się, że coś ze mną jest nie tak, że jak mam jakiś problem, automatycznie odsuwam od siebie tych, na których mi zależy, a potem zastanawiam się, czemu mnie zostawili. Ostatecznie doszłam do wniosku, że to nie moja wina.

Wróciłam do domu. Drzwi były zamknięte, czyli jak zwykle nie było nikogo w domu. Mama w pracy, ktoś przecież musiał zarabiać na nasze utrzymanie, a ojciec podtrzymywał swoje życie pod sklepem, z butelką piwa w ręku. Normalka.

Niewiele myśląc, rzuciłam plecak na łóżko w moim pokoju i poszłam do kuchni. Mój ojciec płodziciel zdążył zjeść wszystko, co wczoraj mama przywiozła  z pracy, lodówka świeciła pustkami. Nawet chleb już się skończył. Nie wiem czemu, rozpłakałam się. Ale brak chleba to chyba nie powód do płaczu, jeśli wiem, że za dwie godziny moja mama wróci z pracy i go przywiezie.

Znalazłam w szafce jakieś stare płatki kukurydziane, wsypałam je do miski i zalałam dżemem truskawkowym. Dobre coś niż nic.

Gdy zjadłam, poszłam z powrotem do pokoju. Próbowałam się skupić na nauce, jutro miałam ważny sprawdzian, ale moje myśli wciąż krążyły wokół Krystiana. Nie mogłam zrozumieć jego zachowania. To przecież nie było normalne. Nic mu nie zrobiłam, a potraktował mnie.. Szkoda gadać.

Oparłam głowę na stole i rozpłakałam się. Tak, tego mi brakowało przez cały dzień w szkole. Z trudem opanowywałam łzy, a teraz mogłam dać im upust.

Z moich oczu nadal lały się łzy, a ja wstałam, poszłam do łazienki i z szafki nad umywalką wyjęłam paczkę żyletek, które mój tato wkłada do maszynki do golenia, wyjęłam jedną, i nadal zalewając się łzami, wycięłam na mojej lewej ręce niedużą literkę `K`. Z rany zaczęła płynąć krew, a ja poczułam tak jakby ulgę.

Usłyszałam warkot silnika samochodu mojej mamy na podjeździe. Szybko wodą zmyłam krew, przyłożyłam na rankę chusteczkę higieniczną, naciągnęłam rękaw bluzy i wyszłam z łazienki. Znowu trzeba udawać, że wszystko jest ok...


Po ponad tygodniowej przerwie wracamy z rozdziałem piątym. Rozdział troszkę krótki, ale moim zdaniem bardzo dopracowany. Znów autorką rozdziału jest właścicielka całej historii. Tak szczerze to ja bym nie umiała tak tego opisać, bo nie wiem jak to jest. A jeśli się tego dostąpi, to po prostu idzie łatwiej. Dodatkowo autorka tegoż rozdziału ma talent do pisania i wenę:). Mam nadzieję, że wkrótce dostąnę szósty rozdział, który będę mogła trochę dopracować, wkleić tutaj i opublikować. A jak na razie jest ten. Troszkę dramatyczny i wzruszający. Jak wam się podoba?

2 komentarze:

  1. Smutne muszę przyznać... Jednak nastawiam się na to, że może ten mecz coś zmieni? Mam nadzieję :)
    A ogólnie to podoba się, podoba. Czekam na kolejny i pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście uważam, że bardzo okrojone to jest. W sensie mało opisów przeżyć, tło praktycznie zerowe. Całe opowiadanie to jedno wielkie streszczenie, skąpe opisy, rzadkie dialogi. Styl całkiem niezły, nie zauważyłam błędów i zbyt wielu powtórzeń.
    Treść niestety nie przemawia do mnie - prawdopodobnie winę za to ponosi ta ogólnikowość. Tematyka też do oryginalnych nie należy. Spodziewałam się czegoś więcej, a dostałam kolejną załamaną nastolatkę, która z powodu miłosnego zawodu się tnie.
    Nie chcę zniechęcać ani Ciebie, ani autorki opowiadania, tym bardziej, jeżeli to, co pisze przydarzyło jej się naprawdę. Po prostu powinnyście popracować nad tym co wypunktowałam wyżej.
    Mimo wszystko będę śledzić bloga, bo w porównaniu do pierwszego wpisu wpisu widzę postęp.
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń

Czytasz - komentujesz. To MOTYWUJE!

Wyżsi Rangą